-Który dzisiaj?
-10.
-To może renta już jest na koncie. Do ojca muszę zadzwonić, żeby mi coś kupił. Ale nie mam doładowanego telefonu. Doładujesz mi? Wiesz, coś za coś. Ja Tobie o sobie, a Ty mi dasz na doładowanie.
-Może być. Za ile?
-Dycha? Wystarczy, aby do starego zadzwonić. Powiem mu, żeby przywiózł trochę z renty i w kiosku doładowanie kupił. Nie dają mi kasy. Boja się, że zginie. Bo tu świry. Złodzieje. Schizole. Wiesz, cała śmietanka wariatkowa. A Ty do kogo przyszłaś?
-Do znajomej.
-Widziałam Cię, jak gadałaś ze stalkerką.
-Gadałam.
-Ona jeszcze jest na ogólnej. Mówią, że nie wyjdzie z tego. Wyjdzie, ale zacznie robić to samo. Czyli nie wyjdzie. A ze mną dlaczego chcesz gadać?
-Samo wyszło.
-Idziesz do kiosku?
-Zaraz idę.
-To pamiętaj o doładowaniu dla mnie. Za dychę. Oddam, kiedy przyjdziesz następnym razem. O ile przyjdziesz. Znajdziesz tu tylu świrów i historii, że wystarczy na książkę, a nie tylko na… Na co to ma iść?
-Na blog.
-Właśnie. Na blog. Po co chcesz pisać o czubkach.
-Chciałabym pokazać ich historie.
-Co tu do pokazywania. W głowach się poprzestawiało. Leki trzeba brać i tyle. O stalkerce też będzie?
-Może troszkę.
-Nie wyglądała na zadowoloną, gdy z nią gadałaś.
-A Ty?
-A ja jestem zadowolona, że ktoś chce ze mną gadać i pisać o szambie, w które weszłam. Psychiatryk to szambo, wiesz.
-Wiem.
-Lepiej tu nie przychodzić za często, bo jeszcze Cię zamkną. Jak mnie. Któregoś dnia matką z ojcem mnie tu przywieźli. Pojechali, a ja zostałam. Potem wyszłam, ale nie miałam do czego wracać. Sklep nie chciał mnie przyjąć z powrotem do pracy, bo coś im niby ukradłam i klienci się wykruszali. Były jakieś problemy z czynszem zaległym. I administracja wywaliła ich stamtąd. Potem nie znalazłam nigdzie roboty. Wiesz, kiedyś chciałam prowadzić proste życie. Pracować w jakimś sklepie z ciuchami, sieciówce jakiejś albo kawiarni. Poznawać ludzi. Rozmawiać z nimi. Pomagać im. A wyszło jak wyszło.
-Zdarza się.
-Tylko takim jak ja. Nie dostałam się do knajpy, ale znajoma otwierała sklep z ciuchami i pamiątkami. Tam się zaczepiłam i tam poznałam, jak to się mówi, jedynego. Miał być na całe życie. On był, jak to się mówi, nawiedzony. Chciał mnie czymś karmić, książki pisać o nas, o jakimś spełnieniu, wcieleniu. Czy jakoś tak. Dziecka nie chciał. A potem nas okradł i zniknął. Gadają, że romansował z moją znajomą, tą, co sklep miała, gdzie ja pracowałam. Idziesz już?
-Raczej tak. Autobus mam.
-Nie myśl za dużo. Ja myślałam o życiu i myślałam, co mnie spotkało i dlaczego i widzisz, gdzie wylądowałam.
Określenie „czubek” na osobę z problemami psychicznymi wzięło się od zakonu braci bonifratrów, którzy opiekowali się takimi pacjentami. Zakonnicy ci nosili spiczaste kaptury, więc skrótowo mówiono o nich „czubki”, co potem przeniosło się również na ich podopiecznych. Taki językowy galimatias 😉
PolubieniePolubienie